Fakty i mity.
Największy ówcześnie statek pasażerski świata – „Titanic” był jednym z największych, gdyż należał do serii trzech statków, z których najdłuższy był „Gigantic” (269,01 m), następnie „Olympic” (269,00 m), a najkrótszym choć największym był „Titanic” (268,99 m.); Jest on największy z „wielkiego tria” ze względu na wyporność, masę, szerokość oraz wysokość. Oceniając wielkość statku zawsze najpierw pod uwagę bierze się wyporność. Dla porównania bliźniacze „RMS Mauretania” i „RMS Lusitania” „Cunarda” miały po 232,31 m. „Cunard” konstruował przeciętne wielkościowo jednostki.
Stal z której zbudowano „Titanica” była złej jakości – według współczesnych standardów stal była krucha i podatna na uszkodzenia, ale taki był ówczesny poziom techniki odlewniczej. Siostrzany „Olympic” zbudowany dokładnie z takiej samej stali został wycofany z eksploatacji po 23 latach pływania.
„Titanic” zderzył się z górą lodową – w rzeczywistości otarł się o nią prawą burtą.
Góra lodowa rozpruła kadłub statku na długości 90 metrów – długość rozdarcia poszycia kadłuba wynosiła 90 m, ale na podstawie wykonanych ultrasonografem badań rozmiaru zniszczeń stwierdzono, że była to seria pęknięć, których łączna powierzchnia wynosiła nieco ponad 1 metr kwadratowy (1,18). Tabela obok przedstawia wielkość uszkodzeń w poszczególnych przedziałach. To nie suma powierzchni rozszczelnienia poszycia kadłuba spowodowała zatonięcie, a wysokość grodzi wodoszczelnych nie sięgających pokładu głównego, co umożliwiło przelewanie się wody ponad nimi w miarę powiększającego się przechyłu dziobu. Prawdę tę poznano już podczas śledztwa, ale nie przyjęto do wiadomości jako zbyt nieprawdopodobną. Domniemaną powierzchnię uszkodzeń szybko obliczył jeden z inżynierów stoczni Harland & Wolff układając proste równanie z jedną niewiadomą, gdzie znanymi danymi była pojemność statku i czas tonięcia.
Armator twierdził, że statek jest „niezatapialny” – takie było powszechne przeświadczenia opinii publicznej, w rzeczywistości było to hasło ukute przez prasę. Armator – White Star Line – nie zaprzeczał temu twierdzeniu w sposób zdecydowany, wykorzystując je jako hasło reklamowe. Producent nowoczesnych grodzi wodoszczelnych zamontowanych na statkach typu „Olympic” używał w swoich materiałach reklamowych stwierdzenia, że ich zamontowanie czyni statek praktycznie niezatapialnym, co było manipulacją reklamową.
„Titanic” płynął z pełną szybkością, aby zdobyć Błękitną Wstęgę Atlantyku – statki typu „Olimpic” z przyczyn konstrukcyjnych nie były w stanie zdobyć „Wstęgi”, ponieważ miały słabszy napęd od statków „Cunarda” z serii „Mauretania”. Na tamtych zamontowano innowacyjny napęd turbinowy, na co wyłożyła pieniądze angielska Admiralicja, która nadzorowała ich budowę, licząc na możliwość użycia tych statków do transportu wojska. Stocznia Harland and Wolff miała znikome doświadczenia w budowie takiego napędu. Dlatego przy projektowaniu statków serii „Olimpic” z góry postawiono na luksus i wielkość, a nie na szybkość, o czym prezes White Star Line Bruce Ismay – płynący na pokładzie „Titanica” – wiedział. Mógł sugerować kapitanowi Smithowi utrzymanie maksymalnej szybkości, bo warunki były doskonałe, ale na pewno nie było możliwości zdobycia „Wstęgi”. Z drugiej strony tak pływano na tej trasie podówczas: szybko, na granicy bezpieczeństwa, zwalniając tylko w wyjątkowo ciężkich warunkach. Czas wyjścia i wejścia do portu docelowego miał być nieomal tak dokładny jak na linii kolejowej.
Najtańszy bilet na rejs kosztował 8 funtów, za najdroższy bilet I klasy należało zapłacić 250 funtów.
Do chwili zatonięcia 3 duchownych udzielało ostatniego namaszczenia. Byli to angielski ksiądz Thomas Byles, niemiecki benedyktyn Joseph Peruschitz oraz pochodzący z Suwalszczyzny ks. Józef Montwiłł, który miał objąć parafię w Worcester w stanie Massachusetts i który zrezygnował z oferowanego mu miejsca w szalupie ratunkowej. Jego ciała nie znaleziono.
Titanic” zatonął w jednym kawałku – tę tezę wysunął Charles Herbert Lightoller, najstarszy stopniem ocalały oficer z „Titanica”, więc jego zeznanie przyjęto za pewnik, chociaż już wtedy kilku z ocalałych, w tym kilkunastoletni wówczas chłopiec – Jack Thayer, który sporządził odręczne rysunki, wskazywało na przełamanie. Po odnalezieniu wraku kwestia ta została wyjaśniona jednoznacznie: „Titanic” w końcowej fazie tonięcia przełamał się w okolicy śródokręcia, czyli najsłabszym punkcie swojej konstrukcji. Wskazywało na to już w momencie katastrofy chwilowe opadnięcie rufy na wodę z poziomu przechyłu ok. 45 stopni w górę. Wskazuje na to również układ szczątków na dnie. Część dziobowa leży w odległości ok. 600 metrów od bardzo zniszczonej części rufowej.